Mobylette - dostalem a raczej mialem dostac w dniu 18 urodzin. Caly knyf tkwil w tym, ze motorower mial w tym dniu urodziny 19. Jadac na zawody podjechalem zobaczyc "to cudo". W kartonie lezalo mnostwo czesci przypominajacych wrak wyciagniety z dna jeziora (powaznie byly w wodorostach) a wsrod nich 3 kola. Jako, ze nie wiedzialem co to wogole ma byc zawylem z radosci. Ja cie - trojkolowiec. Oczyma wyobrazni juz widzialem kumpli proszacych sie o rypa, ich zazdrosc i wszystkie dziewczyny, ktore mialy nalezec juz do mnie (przynajmniej na podworku). Po pierwszym szoku przyszla jednak chwila refleksji: jak to ? - zebatka na kole ?; przeciez trojkolowce maja os .......... Zadalem pytanie - czy to jest trojkowlowiec ? Ho ho ho rezesmial sie tatko - nie synku, po prostu jedno z kol ma wylamana szpryche (byly ciut wieksze niz w "motorynce", za to znacznie szersze). Tak ono moja wizja prysla, za to zaczely sie powazne schody.Juz na torze z silnika zdjeta zostala glowica i do srodka wlano plyn hamulcowy. Po kilku godzinach udalo sie juz zdjac (!) cylinder, jednak reszta jak stala tak stala. Pozniej sluch o tym zaginal, obiecane mialem wkrotce zobaczyc rame. Po kilku dniach faktycznie rame ujrzalem. Stalo tam cos w wodorostach bialego, okrutnego i wogole dziwadlo. Kierownica jak w Harly`u, kanapa dla 2 osob (szkoda, ze nie mam zdjecia), zbiornik paliwa z tylu pod kanapa .... Jednak zeby dostac sie do "mojego" sprzetu musialem najpierw wyprowadzic drugi motorower, ktory skutecznie zagradzal mi droge - wyprowadzajac - pamietam pomyslalem tylko "matko swieta jak mozna miec takie brzydactwo - rany, ochyda, tfu, tfu". Po skonczonych ogledzinach juz mialem wprowadzac owe brzydactwo do garazu kiedy uslyszalem: nie, ten tez jest dla Ciebie ..... Byl nowszy mial tylko 17 lat ..... Rad nie rad zabralem owy wynalazek. Ze stacji na Obornickiej dojechalen na Kornicka (ok 6 km). Tam stanalem, bynajmniej nie z wlasnej woli. Po ostygnieciu sprzet ponownie ochoczo zapalil, bez przeszkod pojechalem juz do garazu.
Motorower byl (i jest do dzis) w kazdym calu nietypowy. Powiem tylko, ze mimo braku kluczyka niewiele osob potrafilo go uruchomic ...... Pa zapedalowaniu nalezalo manetke gazu przekrecic w strone przeciwna do otwarcia "gazu", uruchamial sie zawor dekompresyjny, potem gaz i w droge. Nie mialo toto biegow, tylko sprzeglo odsrodkowe. Na wale umieszczone bylo kolo (ponizej na zdjeciu), ktore mialo maluskie okladzinki. W miare wzrostu obrotow silnika "maluskie okladzinki" zabieralo ze soba drugie kolo, powodujac, ze motorower ruszal. Drugie kolo mialo w sobie dwa kola stozkowe: jedno ruhome drugie stale. Przy ruchomym kole umiejscowione byly 3 kule; wyrzucane za zewnatrz powodowaly zmiane srednicy calego mechanizmu i szybsza lub wolniejsza jazde. Poprzez pasek klinowy, ktorego nigdzie i nigdy nie udalo mi sie zdobyc napedzane bylo duze kolo pasowe, nastepnie juz lancuch kolo jezdne. Wydech mial dlugosc mojej dloni i byl niesamowicie skuteczny, "chodzilo" toto jak pszczoleczka. W baku paliwa byla miarka okreslajaca ilosc paliwa. Zwraca uwage fakt zasilania paliwem - u mnie tak nie bylo ....
Caly silnik jak i sprzeglo dzialalo pieknie, natomist cala reszta ....... coz mowic, ze wlanie na tamtem okres przypada moja najlepsza tezyzna fizyczna. Motorower zawsze nalezalo pchac do garazu. Rozsypywal sie mechanizm jazdy lub pedalowania, odklejaly okladziny, zacieraly linki, nawet zarwalo sie siedzenie straszac mnie pionowa stojaca rura (bez skojarzen i przyjemnosci). Mimo wszystkich perypetii jakie przyzylem troche nim pojezdzilem, poznalem od podszewki mechanizmy i zasdy dzialania (wtedy nikt nie slyszal o takim sprzegle) Zostal swiezo pomalowany, pozniej dorobione zebatki, nowe linki itd, itd. Drugi - jak go nazwalem "jezdzaca rama" zostal skradziony. W porownaniu do pierwszego mial bardziej atrakcyjny wyglad, byl sprawniejszy (robiony od podszewki) i naprawde ladnie pracowal. Poza tym cechowal sie nieslychana prostota. Niech swiadczy o tym fakt, ze jadac na praktyke nagle zaczal przerywac. Od razu zaczalem wykrecac swiece. Do dyspozycji mialem imbus 6 z nasadkami od 6 do 11 i klucz do swiec. Po wyjeciu swiecy jedna z nasadek wpadla mi do cylindra ...... Za pomoca tych dwoch kluczy na chodniku wyjalem silnik, odkrecilem glowice i wydobylem nasadke .... :-) Nawet nie mialem tak wielkiego spoznienia - jakies 20 minut. Motorower nigdy nie byl zamykany na klodke, nie wierzylem, ze na cos takiego mozna sie polakomic i ........ no coz stalo sie - dzien wczesniej chlopaki na praktyce poszli kosci trawe, uruchomili sprzet i zaczeli ujezdzac potwora. Zaraz ktos mi o tym doniosl, nastepnego dnie postanowilem zabrac klodke, zapialem i ... tyle go widzieli. Coz szkoda, widocznie tak bylo mi pisane. Niedawno kupilem kilka czesci, aby po sprzedazy XT`ka miec chociaz namiastke wiatru w glowie, jednak niespodziewany zakup VFR`ki skutecznie zniecheciel mnie do dalszych remontow. Moze szkoda ? moze ....... czas pokaze. Duzo by o nim pisac, przedstawilem tutaj tylko kilka z "nieslychanych patentow", choc bylo tego cale wiadro. Zainteresownym moge naskrobac cos wiecej - ba nawet moge go odsprzedac; wciaz jest zarejestrwany i na chodzie.
A na koniec cos ekstra ! Mobylette z prospektu i ze slonecznej Hiszpani:

Model z roku `89. Wyglada bosko :-)Mobylette w Hiszpani

Terenowy przejazd przez kaluze :-)

Foty 2004        Jak dziala automatyczna skrzynia biegow motoroweru?
 

Powrot